czwartek, 28 sierpnia 2014

"Bo nie ma dżemu!"

Czy to ja pisałam ostatnio że nie mogę się doczekać kiedy mój straszy syn będzie o wszystko pytał, a ja będę mu odpowiadać, zaspakajać jego ciekawość? Cofam to! Już nie chcę, a raczej chcę aby okres "a dlaczego?" w moim przypadku "cemu?" szybko minął, bo nie wytrzymam tego nerwowo.
Wyobrażałam sobie że będzie pytał i chociaż wysłuchiwał odpowiedzi, albo że będzie pytał bo go coś interesuje, albo że będzie zadawał jakieś w miarę mądre pytania. Myliłam się. Kto wie, może jeszcze przyjdzie na to czas ale jak narazie, cokolwiek nie powiem, kiedykolwiek nie powiem jest "cemu?" Nawet gdy czytam mu bajki, biorę oddech, on już pyta "cemu?"
Nie raz jestem zła na siebie, że jestem za mało cierpliwa, że obiecywałam sobie zawsze że będę tłumaczyła jak dorosłemu. W końcu jest ciekawy otaczającego go świata, ale cokolwiek się młokosowi nie odpowie jest ponowne "cemu?" i znowu "cemu?".
"A bo nie ma dżemu!"
"Cemu?"
"Bo śliwki robaczywki!"
"Cemu?"
 "Bo robaczki wpier..czki!"


wtorek, 26 sierpnia 2014

Fajny świat iluzji

Taki mój silny syn!
To już drugi rok jak nie byliśmy nigdzie na wakacjach. Generalnie z powodu budowy, która chłonie wszystkie nasze pieniądze, ale także z powodu małych dzieci. W sumie jestem zdania że dzieci nie mogą ograniczać rodziców, zresztą w dzisiejszych czasach podróżowanie z dziećmi nie jest już jakimś niezwykłym wyczynem, ale jednak darowaliśmy sobie tej "przyjemności" w tym roku. Zresztą, otwarty niedawno nowy "biznes" uniemożliwia nam dłuższego wyjazdu nigdzie i tak pewnie długo pozostanie.
Ale natrafił się jeden sierpniowy, świąteczny, słoneczny dzień, który postanowiliśmy wykorzystać aby wybrać się z dzieciakami na wycieczkę.
"Farma iluzji" to był nasz cel. Miejsce, od jakiegoś czasu polecane sobie przez mamy na placach zabaw i lubiane na facebooku. I uprzedzam że to nie jest teks sponsorowany ale będą generalnie same zalety tego miejsca bo nie da się inaczej.
Park rozrywki tematyczny, skupia się na iluzji i magii, ale nie tylko. Są zwierzęta, spływy kajakowe, tratwy, dmuchane zamki, karuzele. Każdy znajdzie coś dla siebie. My nie widzieliśmy niestety połowy atrakcji, ponieważ tego dnia było ogromnie dużo ludzie, ogromnie! Co spowodowało ogromne kolejki. Kolejki do wszystkiego: do budki z lodami, do toalety, do restauracji i do zobaczenia czegokolwiek. Naszym małym młodzieńcom nie dało się wytłumaczyć że trzeba czekać, więc po prostu rezygnowaliśmy. Na nasze nieszczęście (moje i Michała) dmuchane zamki były bezpłatne bez limitu czasowego, więc pół dnia przy nich staliśmy pilnując skaczącego Filipa i Olafa. Ale stwierdziliśmy że jesteśmy tu dla nich, więc niech się chłopaki bawią gdzie im najlepiej, a my to jakoś przeżyjemy.
Fajne to miejsce, ciekawie zrobione. Bardzo dużo fajnych rzeczy na niedużym terenie, a ponad to "nafaszerowane" różnymi ciekawostkami, tablicami, przebierańcami.
Bardzo duża frekwencja tego dnia ujawniła niestety takie minusy jak jedna restauracja, budka z lodami czy toaleta do której nie łatwo się było dostać. Jedynie do wyjścia nie było kolejki. Ale Panie z obsługi  mówił że w "normalne" weekendy jest o wiele spokojniej.
Poniżej fotorelacja z tego zwariowanego dnia. Uwaga, dużo zdjęć!

"Mówię Ci mamo, nie idź tą drogą"
WTF?



Jedno dziecko na rękach, drugie w zasięgu wzroku
Szczęśliwy bębniarz


Chłopaki wyżywają się, chyba się w taki zaopatrzę
...pchełka moja
Olo mój...


Nie było końca
Męskie atrakcje
Filip dał się umalować...
...a w tym czasie Olaf zabierał innym dzieciom kredki.
Do tej pory mówi że był "fajek fek"
Musiałam to uwiecznić...
...Olaf je!!!!
Filipa jak zwykle trzeba karmić
Budowali...
i burzyli
Niedźwiedź i Sowa
"Makin"...
...i ulubiony Tomek
Tak się Matka z dziećmi wozi
"PROSIMY NIE WCHODZIĆ NA KRZESŁA"
Poza nr 16
Kto ma chęć na Filipową głowę?
Ja, ja chcę!

środa, 20 sierpnia 2014

Chłopaki - żłobiaki


Długo myślałam, zrobić to czy nie?! Pełna doświadczeń z chorobami Filipa, twierdziłam że w przypadku Olafka, jeśli nie będę musiała, nie zrobię tego. Do ostatniej chwili się wahałam ale stało się... Olaf poszedł do żłobka. Mam w domu dwóch żłobkowiczów. Dwóch znowu chorych. Znowu pod opieką Niani.
Nadal się zastanawiam czy to nie był durny pomysł z posyłaniem Olafka do żłobka, skoro niedługo się wyprowadzamy. Niby niedaleko, ale nie wiem czy będzie nam się chciało jego jedynego wozić do żłoba 20 km w jedną stronę. Pewnie nie. Ale moja ciekawość jak Olafko przyjmie na klatę żłobek była większa.
Generalnie chciałam aby doświadczył czegoś nowego, uczył się bawić w grupie, żeby zaczął jeść. Ekonomiczny punkt całej tej sytuacji też jest bardzo ważny. Nasza Niania jest bardzo sympatyczna, ale jednak żłobek jest po prostu sto razy tańszy. A i bardzo wygodnie jest dwóch moich młokosów zawieść w jedno miejsce i obu ich z stamtąd odebrać. Tym bardziej że Matka pracująca, zabiegana, zmęczona...
Olafek był w żłobku dopiero cztery dni, bo poza tym jest cały czas zasmarkany. Nową sytuację zniósł w miarę dobrze. Płacze jak Pani go zabiera do sali, ale zaraz się uspokaja. Bardzo szybko się czymś interesuje i zapomina. Dużo śpi, czasami płacze, każe się nosić na rękach i prawie wcale nie je.
Ja sama do całej sytuacji podeszłam o wiele spokojniej niżeli to było z Filipem. Płacze również w domu, nie je również w domu, cały czas wymusza noszenie na rękach również w domu. Więc jego zachowanie w żłobku jest normalne. Były dzieci w grupie Olafka które wiszczały, płakały i histeryzowały przez kilka pierwszych dni. U nas było w miarę normalnie. Co nie oznacza że gdy zostawiam go tam to się nie martwię. Martwię się i to bardzo, zawsze gdy nie ma przy mnie Filipa i Olafka  to się martwię. Po pracy lecę po nich jak na skrzydłach i przez resztę dnia chodź padnięta, nie mogę się nimi nacieszyć!