środa, 28 stycznia 2015

Jest odkurzacz...jest zabawa!

Ale mieliśmy ubaw wprost ubaw po pachy! Niby nigdy nic. Michał wziął się za odkurzanie domu, gdy te małe "wszy" oczywiście lazły pod odkurzacz. Chciał ich najprościej w świecie postraszyć i odpędzić od odkurzanego kawałka podłogi. Niestety z nimi nigdy nie jest łatwo. Nie tylko nie wystraszył ale podjudził ich do dalszej zabawy.
Uśmieliśmy się wszyscy, nawet mój pedantyczny, poważny i rozważny mąż. Oczywiście zrobił irokeza i sobie i mnie. I o dziwo moje włosy wyglądały naprawdę dobrze. Muszę kiedyś wypróbować takie układanie "na odkurzacz".
Oczywiście okrzykom chłopaków "jeszcze raz" (Filip) i "ziaź" (Olaf) nie było końca.
Może nie powinnam, ale tylko jedno określenie ciśnie się na usta, no czubki...




poniedziałek, 26 stycznia 2015

Słownik Olafowo-polski

Okazało się że i Olafy mają głos. Tak, tak, mój drugi syn już nie gaworzy, nie guga tylko mówi! W sumie przeważnie są to końcówki wyrazów, ale bardzo się Olo stara i codziennie mowę ojczystą bardzo ćwiczy. Robi to o wiele szybciej niż Filip. Ten w dniu swoich drugich urodzin mówił jedynie "mama" i "tata". A jaka była nasza radość jak ponad dwuletni Filipek powiedział "nie ma" trzymając w ręku pustą butelkę po wodzie. Olaf ma ten etap już za sobą, nie tylko mówi " nie ma" ale także:
mok-smoczek
tałaj-wstawaj
Fi-Filipek
kuła-Kula (pies babci)
oć-chodź
kole-przedszkole
kao-kakao
ko-mleko
kikić-przykryć (go kołderką)
gule- na górę
babak- coś spadło
kuje-dziękuję

Jego Fi, ukochany brat
I ogólnie tak jak już pisałam, Olafek mówi końcówki wyrazów. Ostatnio przybiegł  i mówi " ki ke" co znaczyło rajstopki mokre. Ale "ki" może oznaczać też "na rączki', "parówki", "płatki", dlatego często w zależności od sytuacji trzeba jego końcówki różnie interpretować. Bardzo dużo tez po nas powtarza, z różnym skutkiem, ale stara się syn, stara.
Ostatnio gdy uczyliśmy się z Filipem liczyć, Olaf mruczał pod nosem "da, tsi, tely, da, tsi, tely", albo jego "tatuuu ceć" (tato cześć) zawsze gdy wstaje rano i schodzi na śniadanie. Genialne!

wtorek, 20 stycznia 2015

Wspominamy lato, czekając na następne

Okropny ten poświąteczny czas: styczeń i luty to dla mnie dwa najgorsze miesiące w roku. Nic się nie dzieje, niemal wszyscy przeczekują ten czas. Świat dochodzi do siebie po Świętach. Śnieg  już nikomu nie jest potrzebny a zima ciągnie się nieubłaganie. Dni krótkie, smętne, bleee
Po Nowym Roku wszyscy wypatrują wiosny, planują majowy weekend i wakacje.
My też czekamy na lato, bardziej niż kiedykolwiek, bo podwórko czeka na nas: duże, przestronne i zielone! Na chłopaków czekają huśtawki, zjeżdżalnia, trampolina i wszystko na wyłączność, nie jak do tej pory, kolejki do osiedlowej huśtawki. I na mnie czeka obiecany przez męża ogródek warzywny, kwiaty (które uwielbiam w każdej postaci), koszenie trawy (które też bardzo lubię) oraz inne prace podwórkowe. Tylko te żaby...których się bardzo boję...
Czekamy też na czas kiedy będzie można wyjść z domu w samych gatkach, nie ubierając się za każdym razem w te czapki, rajstopy i skafandry. Kiedy będzie można pić zimne picie i jeść looodyyy!
A więc lato! Przybywaj!

I trochę wspomnień z ubiegłych wakacji:

Nowe doznania kupek smakowych Filipka
Truskawki, tęsknie...
Olaf buja w obłokach
Tęsknie jeszcze bardziej
Jak nie kochać?
Dmuchane zamki, moja letnia zmora
Strażnik osiedlowego placu zabaw

Latające wiaderka...
...latające foremki?
Weselnicy
Skupienie na twarzy, robota idzie do przodu
Waleń na brzegu
Olafek kocha Walenia
Bawi się, sam...
Czekają, aż Matka wtarabani się po schodach z zakupami
Mmmmm...

piątek, 2 stycznia 2015

Bilans 2014 i Postanowienia 2015

Niestety, bilans roku poprzedniego nie wygląda zbyt dobrze. Rok 2014 nie był dla nas zbyt łaskawy, mało tego kilka razy stwierdziliśmy że tak źle jeszcze nie było...
Wprawdzie wprowadziliśmy się do nowego domu, co było naszym marzeniem, ale pochłonęło to wszystkie nasze fundusze co pozbawiło nas stabilizacji finansowej. Do tego Michał stracił pracę. Straciliśmy coś jeszcze...o wiele bardziej cennego... o czym nie będę pisać, nie chcę..
Ten rok, szczególnie jego koniec nie był dla nas dobry...
Moim mottem jest "co cię nie zabije, to wzmocni", i w Nowy Rok wchodzę naprawdę mocniejsza, bardziej zdeterminowana. Mam nadzieje że ta zła passa w końcu się od nas odwróci.
Dobrą rzeczą w tym roku jak i na pewno w kolejnych latach są nasi chłopcy. Olafek zaczął żłobkowanie, Filip to już przedszkolak. Dwaj, pełni wigoru i pomysłów (nie zawsze mądrych), coraz bardziej nas zaskakują, wprawiają nas w podziw i dumę.
Nowy Rok, nowe postanowienia, nowe siły!
Może to banalne, te noworoczne postanowienia, ale mam je co roku.
Postanowienie nr 1
Wsiąść się do pracy z podwójną siłą i mam tu na myśli powadzenie sklepu. Ostatni czas nie był sprzyjający, nie było chęci, zapału, nie było nawet siły na robienie czegokolwiek oprócz przesiedzenia w sklepie do godzin zamknięcia.
Postanowienie nr 2
Przeprosić Ewę Chodakowską i znowu zacząć aktywnie się prowadzić.
Pół roku nie ćwiczyłam, nie biegałam i niezdrowo jadłam. Odkąd wróciłam do pracy, brakło najpierw czasu, potem chęci i w finale przybyło 9 kilogramów! Na drugim miejscu stawiam zrzucenie wagi, ważniejsze jest dla mnie powrót do aktywności, zdrowego trybu życia, dobrego samopoczucia. Teraz nie jest mi dobrze, jestem ociężała, nic mi się nie chce, zaczynam być niezadowolona z figury. Jednym słowem biorę się za siebie.
Postanowienie nr 3
Czytanie więcej książek a raczej ograniczenie internetu na rzecz czytania książek.
Gdy już zdarzy się wolna chwila, spędzam ją na oglądanie pierdół w internecie. Dosłownie tracę czas. Nie piszę tu o blogowaniu, bo chodź czasami  blog zaniedbany, pisanie jego sprawia mi wielką frajdę. Ale czytanie plotek o celebrytach albo oglądanie bzdurnych filmików mogłabym sobie darować na rzecz przeczytania czegoś mądrego. Tym bardziej że podsumowując poprzedni rok zaniżyłam średnią krajową. Przeczytałam w sumie dwie książki!!! (wstyd mi) No może raczej trzy bo jedną całą i dwie do połowy.
Postanowienie nr 4
Ograniczenie dla chłopaków telewizji i słodyczy.
Jeszcze mieszkając w bloku udało mi się konsekwentnie włączać bajki tylko wieczorem a słodycze dawać dzieciom raz od wielkiego dzwonu. Ale odkąd mieszkamy w nowym domu wszystkie moje konsekwencje się gdzieś rozpłynęły. Moje dzieci siedzą przed telewizorem od rana do wieczora z buziami pełnymi cukierków. Biorę się trochę za tych swoich łobuziaków.