Ten post jest napisany z tęsknoty. Z tęsknoty za naszymi dobrymi przyjaciółmi z którymi poznaliśmy się w Anglii i tam razem mieszkaliśmy. Cofniemy się trochę do przeszłości.
Marina i Wojtek byli tam długo przed nami i tam zostali, gdy my już zjechaliśmy do Polski. Już 5,5 roku od naszego powrotu i nadal trzymamy ze sobą kontakt, chociaż już nie tak częsty.
Moi drodzy, mam nadzieję że przeczytacie to. Nie zapomnieliśmy o Was, bardzo tęsknimy, często o Was rozmawiamy, ale czasy u nas teraz trudne, nie dosyć że kasę to i internet musimy oszczędzać bo limitowany i nie pociągnie Skypa.
|
To zdjęcie nadal stoi u nas w ramce |
Gdy wyjechaliśmy do Anglii zamieszkaliśmy w domu z innymi Polakami. Było nas tam bodajże dwanaścioro. Wynajmowaliśmy mieszkanie "na pokoje". W pokoju w piwnicy mieszkali Marina i Wojtek.
Marina, pochodziła z Łotwy, z Rygi. Wiedzieliśmy o niej że nie pracuje jako "fizyczny", tylko wyżej bo bardzo dobrze znała angielski. Bardzo sympatyczna, wrażliwa, spokojna, cierpliwa, skromna, nieraz cicha. Marina lubiła gotować, na myśl o jej sałatkach do tej pory cieknie mi ślinka. Pilnie uczyła się języka polskiego, nie raz dodając do słownika jakieś nowe słówko. Często pełniła rolę mediatora, jako jedyna z nas była zrównoważona psychicznie. Wojtek, pochodził z okolic Żywca. Miał góralski temperament i niezłe poczucie humoru, bardzo żywiołowy, dusza towarzystwa . Nazywany przez znajomych "Czarnym" z powodu jego śniadej karnacji. Wojtek z zawodu i z zamiłowania był mechanikiem samochodowym. Kochał auta i motocykle czym później zaraził Michała.
Z czasem zaczęliśmy razem rozmawiać, wspólnie spędzać czas w końcu się zaprzyjaźniliśmy i razem wynajęliśmy dom, gdzie mieszkaliśmy już tylko we czworo.
Oj ile my przegadaliśmy nocy, a ile wypiliśmy przy tym whisky. Organizowaliśmy sobie wspólne wyjazdy na weekendy, ich znajomi byli naszymi znajomymi i odwrotnie. Naszym ulubionym zajęciem było chyba palenie grilla i jedzenie kiełbasy. Robiliśmy to nawet zimą. Organizatorem tych akcji był oczywiście Wojtek, bo jako prawdziwy "chop z gór" lubił pojeść dobrego mięsa. Ehh, dobrze się nam mieszkało.
My wróciliśmy do Polski, Marina z Wojtkiem zostali. Mieszkają tam do teraz.
W tym samym roku, w 2010, braliśmy śluby, my w kwietniu, oni w sierpniu. Niestety nie byliśmy na swoich ślubach z powodu prac, braków urlopów i innych oporów materii. Czego bardzo teraz żałuje. Rok później urodziły się nasze dzieci, Ich Milenka w sierpniu i nasz Filip we wrześniu. Przez ten cały czas byliśmy w kontakcie, przeważnie poprzez Skype. Trzy lata temu udało się nam zorganizować wspólne wakacje w Zakopanem. To było kilka niezapomnianych dni, wspomnienia wróciły a my nie mogliśmy się nagadać, nacieszyć sobą. Nic się nie zmieniliśmy, nadal mieliśmy ubaw z tych samych rzeczy.
W tym roku mija kolejne trzy lata jak się nie widzieliśmy. W tamtym roku mieli Pawełki (to od nazwiska) do nas przyjechać. Już wszystko organizowaliśmy ale znowu nic nie wyszło. Urlop krótki, z Anglii trzeba przylecieć, trochę w Polsce, trochę w Łotwie, a bilety drogie. I znowu kaszanka. Mam nadzieję że w tym roku wypali.
Moi drodzy, bardzo za Wami tęsknimy, tak bardzo chcielibyśmy się znowu z Wami spotkać.
Zapraszam na chwilę wspomnień...
|
Nasz pierwszy Sylwester, 2007/2008 jeszcze na Kingsley Road, tam gdzie się poznaliśmy |
|
A to już Święta, rok później |
|
Nieocenione poczucie humoru Wojtka |
|
A tym razem nie z piwem |
|
Nasze ulubione zajęcie, grillowanie |
|
Strażnicy golonek |
|
Różnie spędzaliśmy czas, tutaj na łyżwach.... |
|
|
na wycieczkach, tutaj Londek |
|
|
|
|
|
Camber, nad morzem... |
|
...Dover... |
|
...a tutaj już nie pamiętam gdzie ale pamiętam to diabelskie kasyno na pensy |
|
Niekiedy uprawialiśmy sport... |
|
...że niby potrafimy grać |
|
Akurat tego miło nie wspominam, miałam posiniaczone nogi... |
|
...ale drugie miejsce zdobyliśmy! |
|
A niekiedy nie robiliśmy nic... |
|
...lub coś mało pożytecznego |
|
Przeprowadzka, (z niezastąpionym Żywcem) |
|
I pierwsza noc w nowym domu |
|
Z kiełbasą oczywiście... |
|
... i z whisky of course |
|
Szczęśliwi w nowym domu |
|
A kto to? To Tiomka. Siostrzeniec Mariny |
|
Wtedy jeszcze dzieci to była dla nas czarna magia |
|
"Czarny i Maniek 2008", podczas naprawy bramy |
|
Coś tam znowu świętowaliśmy. Tulipany, to chyba było Święto Kobiet |
|
Przed naszym domem |
|
Pomimo różnych charakterów zaprzyjaźniłyśmy się |
|
Marina była spokojniejsza ode mnie |
|
Od Mariny można się było uczyć wrażliwości i spokoju ducha |
|
Chłopaki za to mieli czasami swój świat |
|
Dosłownie jak dzieci... |
|
...albo jeszcze gorzej |
|
Brak słów |
|
Ehh, bez komentarza |
|
No, ten tego... |
|
|
...ale prawdopodobnie wszystko było z nami OK |
|
Nasze wakacje w Zakopanem po 3 latach, nasze dzieci to niespełna roczniaki, a ja byłam w drugim miesiącu ciąży z Olafkiem |
|
Nic się nie zmieniliśmy, tylko Michał postrzał he he |
|
Tatuśki, kto by pomyślał |
|
Marina i Wojtek, mogłabym wstawić tu jeszcze setki naszych zdjęć, ale... |
|
...chcieliśmy Wam podziękować za wsparcie... |
|
...za pomoc i słowa otuchy tak przydatne na emigracji... |
|
...i za ten wspaniały czas jaki był nam dany przeżyć dzięki Wam! |
|
Do szybkiego zobaczenia !!! |
NO PIEKNE WSPOMNIENIA ALE GDZIE NP KWIETNIOWE WPISY,CZYZBY BLOG UMIERAL?
OdpowiedzUsuń