poniedziałek, 16 marca 2015

Pawełki z Maidstone

Ten post jest napisany z tęsknoty. Z tęsknoty za naszymi dobrymi przyjaciółmi z którymi poznaliśmy się w Anglii i tam razem mieszkaliśmy. Cofniemy się trochę do przeszłości.
Marina i Wojtek byli tam długo przed nami i tam zostali, gdy my już zjechaliśmy do Polski. Już 5,5 roku od naszego powrotu i nadal trzymamy ze sobą kontakt, chociaż już nie tak częsty.
Moi drodzy, mam nadzieję że przeczytacie to. Nie zapomnieliśmy o Was, bardzo tęsknimy, często o Was rozmawiamy, ale czasy u nas teraz trudne, nie dosyć że kasę to i internet musimy oszczędzać bo limitowany i nie pociągnie Skypa.
To zdjęcie nadal stoi u nas w ramce
Gdy wyjechaliśmy do Anglii zamieszkaliśmy w domu z innymi Polakami. Było nas tam bodajże dwanaścioro. Wynajmowaliśmy mieszkanie "na pokoje". W pokoju w piwnicy mieszkali Marina i Wojtek.
Marina, pochodziła z Łotwy, z Rygi. Wiedzieliśmy o niej że nie pracuje jako "fizyczny", tylko wyżej bo bardzo dobrze znała angielski. Bardzo sympatyczna, wrażliwa, spokojna, cierpliwa, skromna, nieraz cicha. Marina lubiła gotować, na myśl o jej sałatkach do tej  pory cieknie mi ślinka. Pilnie uczyła się języka polskiego, nie raz dodając do słownika jakieś nowe słówko. Często pełniła rolę mediatora, jako jedyna z nas była zrównoważona psychicznie. Wojtek, pochodził z okolic Żywca. Miał góralski temperament i niezłe poczucie humoru, bardzo żywiołowy, dusza towarzystwa . Nazywany przez znajomych "Czarnym" z powodu jego śniadej karnacji. Wojtek z zawodu i z zamiłowania był mechanikiem samochodowym. Kochał auta i motocykle czym później zaraził Michała.
Z czasem zaczęliśmy razem rozmawiać, wspólnie spędzać czas w końcu się zaprzyjaźniliśmy i razem wynajęliśmy dom, gdzie mieszkaliśmy już tylko we czworo.
Oj ile my przegadaliśmy nocy, a ile wypiliśmy przy tym whisky. Organizowaliśmy sobie wspólne wyjazdy na weekendy, ich znajomi byli naszymi znajomymi i odwrotnie. Naszym ulubionym zajęciem było chyba palenie grilla i jedzenie kiełbasy. Robiliśmy to nawet zimą. Organizatorem tych akcji był oczywiście Wojtek, bo jako prawdziwy "chop z gór" lubił pojeść dobrego mięsa. Ehh, dobrze się nam mieszkało.
My wróciliśmy do Polski, Marina z Wojtkiem zostali. Mieszkają tam do teraz.
W tym samym roku, w 2010, braliśmy śluby, my w kwietniu, oni w sierpniu. Niestety nie byliśmy na swoich ślubach z powodu prac, braków urlopów i innych oporów materii. Czego bardzo teraz żałuje. Rok później urodziły się nasze dzieci, Ich Milenka w sierpniu i nasz Filip we wrześniu. Przez ten cały czas byliśmy w kontakcie, przeważnie poprzez Skype. Trzy lata temu udało się nam zorganizować wspólne wakacje w Zakopanem. To było kilka niezapomnianych dni, wspomnienia wróciły a my nie mogliśmy się nagadać, nacieszyć sobą. Nic się nie zmieniliśmy, nadal mieliśmy ubaw z tych samych rzeczy.
W tym roku mija kolejne trzy lata jak się nie widzieliśmy. W tamtym roku mieli Pawełki (to od nazwiska) do nas przyjechać. Już wszystko organizowaliśmy ale znowu nic nie wyszło. Urlop krótki, z Anglii trzeba przylecieć, trochę w Polsce, trochę w Łotwie, a bilety drogie. I znowu kaszanka. Mam nadzieję że w tym roku wypali.
Moi drodzy, bardzo za Wami tęsknimy, tak bardzo chcielibyśmy się znowu z Wami spotkać.

Zapraszam na chwilę wspomnień...
Nasz pierwszy Sylwester, 2007/2008 jeszcze na Kingsley Road, tam gdzie się poznaliśmy

A to już Święta, rok później

Nieocenione poczucie humoru Wojtka
A tym razem nie z piwem
Nasze ulubione zajęcie, grillowanie
Strażnicy golonek
Różnie spędzaliśmy czas, tutaj na łyżwach....
na wycieczkach, tutaj Londek



Camber, nad morzem...
...Dover...
...a tutaj już nie pamiętam gdzie ale pamiętam to diabelskie kasyno na pensy
Niekiedy uprawialiśmy sport...
...że niby potrafimy grać
Akurat tego miło nie wspominam, miałam posiniaczone nogi...
...ale drugie miejsce zdobyliśmy!

 A niekiedy nie robiliśmy nic...
...lub coś mało pożytecznego

Przeprowadzka, (z niezastąpionym Żywcem)
I pierwsza noc w nowym domu
Z kiełbasą oczywiście...
... i z whisky of course
Szczęśliwi w nowym domu
A kto to? To Tiomka. Siostrzeniec Mariny
Wtedy jeszcze dzieci to była dla nas czarna magia
"Czarny i Maniek 2008", podczas naprawy bramy

Coś tam znowu świętowaliśmy. Tulipany, to chyba było Święto Kobiet

Przed naszym domem

Pomimo różnych charakterów zaprzyjaźniłyśmy się
Marina była spokojniejsza ode mnie
Od Mariny można się było uczyć wrażliwości i spokoju ducha
Chłopaki za to mieli czasami swój świat
Dosłownie jak dzieci...

...albo jeszcze gorzej

Brak słów

Ehh, bez komentarza

No, ten tego...

...ale prawdopodobnie wszystko było z nami OK

Nasze wakacje w Zakopanem po 3 latach, nasze dzieci to niespełna roczniaki, a ja byłam w drugim miesiącu ciąży z Olafkiem

Nic się nie zmieniliśmy, tylko Michał postrzał he he

Tatuśki, kto by pomyślał

Marina i Wojtek, mogłabym wstawić tu jeszcze setki naszych zdjęć, ale...
...chcieliśmy Wam podziękować za wsparcie...

...za pomoc i słowa otuchy tak przydatne na emigracji...
...i za ten wspaniały czas jaki był nam dany przeżyć dzięki Wam!
Do szybkiego zobaczenia !!!

1 komentarz:

  1. NO PIEKNE WSPOMNIENIA ALE GDZIE NP KWIETNIOWE WPISY,CZYZBY BLOG UMIERAL?

    OdpowiedzUsuń