Po dwóch miesiącach od postanowień noworocznych należy zrobić rachunek sumienia.
A więc co do prowadzenia sklepu, bywa różnie. Okres poświąteczny: styczeń i luty dla każdego handlowca jest czasem wegetacji i przeczekania do wiosny. I ja też wegetuję i czekam do wiosny, bo na razie w biznesie szału nie ma. Tym samym, dodając jeszcze jak to mówią wiosenne przesilenie, pracować się nie chce. Lubię jak się coś dzieje: są klienci, zamówienia, towar do przygotowania....A tu słabo, dzień wlecze się a dniem. Ale już widać światełko w tunelu, zaszczycił nas marzec, więc już bliżej jak dalej do wiosny i sezonu letniego.
Ze sklepu się wytłumaczyłam, ale z mojego drugiego postanowienia co do Ewy Chodakowskiej...totalna klapa! Nie wiem co się dzieje, ale ćwiczenia idą mi tak opornie że teraz po prostu z nich zrezygnowałam. W styczniu ćwiczyłam raz na tydzień, w lutym trochę częściej ale za każdym razem przychodziło mi to z takim trudem, że w końcu postanowiłam zaprzestać. Treningi robiłam na siłę, nie dopuszczałam do siebie żadnych endorfin, czekałam tylko aby jak najszybciej trening się skończył. Co kiedyś było nie niepomyślenia, bo co skończyłam jedne ćwiczenia, wciąż mi się chciało więcej i więcej. A gdy miałam 15 minut wolnego od razu fikałam pajacyki. Byłam motywacją dla wielu osób, teraz sama jej potrzebuję. I wkurzam się sama na siebie. Tyłek nie dosyć że duży to jeszcze robi mi się jak kalafior, cellulit na udach, boczki i wałek na brzuchu. Ale się zapuściłam! Kiedyś mówiłam że schudnięcie nie jest trudne, wystarczy tylko ćwiczyć! No właśnie wystarczy podnieść tyłek z kanapy i ćwiczyć, ale tak się nie chce, kiedy po całym dniu jestem padnięta i marzę tylko o łóżku.
Ale nie poddaje się nie, nie! Nie mam aż takich kompleksów z powodu mojego wyglądu, zawsze akceptowałam siebie i mówiłam że ktoś inny ma problem jeżeli mu się nie podoba, ale... Ale wiem że się da! Wiem że się da mieć dupkę jak marzenie, płaski brzuch, zgrabne uda. Wiem że można nosić rozmiar 38, i we wszystkim dobrze wyglądać. Wiem że można czuć się lekko i mieć pełno energii, do tego najbardziej mi tęskno! A wiec? Mam plan! Na razie się motywuję, bo jak zacznę nie będzie odwrotu. Chce zacząć regularne treningi rano, przed pobudką domowników. Chcę sobie wyznaczyć czas: 30 dni na początek. Wiem że się da. Muszę też stworzyć sobie odpowiednie miejsce do treningów. Na pewno nie może to być jak do tej pory: salon przed telewizorem. Nie potrafię się tam skupić na tym co robię, ćwiczę nie efektywnie czekając tylko na koniec aby móc spokojnie obejrzeć "M jak Miłość", a nie o to w tym chodzi. I jeszcze ten mój mąż leżący na kanapie z piwkiem i czipsami. Tym samym wieczory będę mogła celebrować bez wyrzutów sumienia, poświęcając je mężowi lub sobie na czytanie książek, co ostatnio sprawia mi wiele przyjemności.
Będzie dobrze, chcieć to móc!
No właśnie, te moje czytanie, następne postanowienie, które jak narazie idzie mi najlepiej. Zawsze lubiłam czytać, ale okres rodzenia dzieci nie był w to zbyt obfity. Teraz trochę nadrabiam i przeczytałam już kilka fajnych i ciekawych. Lubię czytać polskie książki. W ogóle lubię polskie radio, telewizję, prasę, nie zrozumie tego ten, kto nie mieszkał za granicą. Ale wracając, lubię czytać "polskich celebrytów", może to głupie bo żadni z nich pisarze, ale czytam tych, których po prostu lubię: Dorotę Wellman, Martynę Wojciechowską (naprawdę polecam, przeczytałam jedną i będę czytać kolejne), Adama Darskiego (jego akurat nie lubiłam, ale po przeczytaniu jego "Spowiedzi heretyka" zmieniłam o nim zdanie), Marcina Prokopa, Szymona Hołownię, Izę Kunę ( jej książki "Klara", nie skończyłam, zryta). No i oczywiście czekam w kolejce do wypożyczenia Greya, co by zacząć z nim erotyczną przygodę:P
Miałam jeszcze jedno postanowienie odnośnie przykrócenia słodyczy i telewizji moim synom. I tutaj znowu niestety nie jest dobrze, ale nie zupełnie z mojej winy. To jest totalna walka z wiatrakami. Gdy ja się staram: organizuję im czas, czasami staję dosłownie na głowie aby czymś zainteresować i nie włączać TV, lub gdy staram się gratyfikować nie tylko słodyczami, mój mąż idąc najlżejszą linią oporu robi, wiadomo co. Bajki, żeby mieć trochę spokoju, słodycze aby przekupić, wynagrodzić lub bez okazji. Do tego dziadkowie mają sklep spożywczy po sąsiedzku, gdzie jesteśmy praktycznie codziennie i tam... hulaj dusza, piekła nie ma. Pomimo moich protestów dostają wszystko co chcą, a nawet jeżeli nie chcą to i tak dostają na później. Wkurzam się strasznie. Oj, denerwujący jest to dla mnie temat. Nie chcę dziadków urazić, ale w końcu będę musiała im wytłumaczyć że moje dzieci nie muszą jeść słodyczy 5 razy dziennie.
Reasumując powyższe do d... te moje postanowienia, ale jeszcze się nie poddaje:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz