piątek, 30 maja 2014

Wspomnienie minionego weeekendu

Chociaż przed nami już następny weekend, to my nie możemy się "otrząsnąć" po poprzednim. Nie, nic złego się nie działo, wprost przeciwnie, był bardzo przyjemny. W sobotę u jednej babci, w niedzielę u drugiej. Tyle że Matce schodzi skóra z pleców, nie wiedzieć czemu, bo niby się tak mocno nie opalałam. Filip obtarł sobie nogi nowymi sandałkami i natarł sobie czegoś do oczu i przez kilka dni mu ropiały. Nie obyło się bez wizyty u lekarza. Olafka za to cały czas coś w nocy gryzie i najpierw miał jakieś dziwne plamki na plecach, a dwa dni później na twarzy, również odwiedziliśmy gabinet lekarski.
Weekend super fantastycznie gorący, w południe chowaliśmy się do domu.
Sobotę spędziliśmy na budowie w warunkach typowo polowych.
Niedziela w sumie już spokojniejsza, grillowo - wypoczynkowa.
Na styropianie fajnie jest
Że niby pomaga
BOB vel FILIP BUDOWNICZY
Sam nauczył się obsługiwać kran z wodą

Chrupy większe od Olafka
Od Taty dla synów. Długo się Tato zastanawiał: zrobić czy kupić? Zdecydował, a potem długo robił. Jeszcze nie skończone ale jest! W planach są jeszcze dwie huśtawki.
Ukoronowanie dnia: kąpiel w babcinej, duuużej wannie
Kojąca moc Kubusia Puchatka

Chociaż w domu ma identyczną to i tak huśtawka Kingi jest fajniejsza
Zasuwam tam...
...i z powrotem




No i kaczuszki, najciekawsza atrakcja dnia
Zaglądają razem...
... i każdy z osobna...
... i jeszcze raz
"Pić, pić, babciu kacuski pić"
To Kaczuka moja
Fifi pomaga chować kaczuszki przed burzą
Robota zrobiona, kaczuszki bezpieczne
Trochę wody dla ochłody i te Filipowe "mogę, mogę, Mamo naprawdę mogę skakać???"

"Ale naprawdę mogę???"






















poniedziałek, 19 maja 2014

Pieguski z Wielkanocnych Zajęcy

Tytuł posta brzmi trochę makabrycznie. Ale w gruncie rzeczy to była delikatna makabra, bo dwa Wielkanocne Zające poszły dosłownie pod młotek.
Zostały się jeszcze biedaki ze Świąt, nikt nie chciał ich jeść: chłopaki nie jedzą tego typu słodyczy, mąż nie czekoladowy, a ja od zawsze dbam o linię, co nie znaczy że nie raz miałam na nie ochotę. Postanowiliśmy z Filipem zrobić z nich ciastka "pieguski" aby tę czekoladę jakoś przemycić i ją w końcu zjeść.
Przepis, oryginał tutaj, robiłam już parokrotnie. Za każdym razem są GENIALNE. Tylko tym razem przesadziłam trochę z czekoladą, bo oprócz wielkanocnego ekwipunku dodałam jeszcze jedną tabliczkę czekolady. Ponad to dodałam dwie garści rodzynek i orzechów laskowych. Poprosiłam również Filipka aby dorzucił do ciastek swoje kolorowe draże, które dostał od babci. Wprost nie mogłam patrzeć jak się nimi objada. Bez większego entuzjazmu ale trochę wsypał do miski, resztę zostawił sobie.
Dodając tyle czekolady, zredukowałam ilość cukru do połowy szklanki a i tak wyszły bardzo słodkie. Ostatnimi czasy staram się również zastępować mąkę pszenną inną, w tym przypadku była to mąka owsiana.





 Mój mały pomocnik "uśmiercił" zające i na tym skończyła się jego pomoc. Siedział przy oknie i gapił się na deszcz, pałaszując swoje draże oczywiście. Olafek smacznie sobie spał w tym czasie.
Ciastka wyszły super! I teraz za każdym razem jak idę do kuchni chapnę sobie jedno a dupka rośnie!

środa, 14 maja 2014

Dzień Strażaka

Dzień nie nastrajał do spacerów. Od rana padał deszcz i to tak denerwujący sposób że padał i przestawał, padał i przestawał. Nic nie było można zaplanować. Dlatego od rana nastroiłam się że dzień spędzimy w domu i to przed telewizorem! Więc po drzemce Olafka i wspólnym obiedzie zasiedliśmy w pokoju, włączyliśmy TV i poddaliśmy się błogiemu lenistwu. Wszystko byłoby OK, ale znowu włączyły mi się wyrzuty sumienia, tym bardziej że wiedziałam że w mieście jest organizowany Dzień Strażaka. Chciałam tam pójść, szczególnie dla Filipa który chciał zobaczyć "Strażaka Sama".
"No dobra, ryzykujemy, najwyżej zmokniemy" pomyślałam sobie. Poszliśmy w kaloszach, płaszczach przeciwdeszczowych  z zapasem parasolek.
Deszcz złapał nas jak tylko weszliśmy na Plac gdzie była organizowana impreza (niestety nie zdążyliśmy na część oficjalną). Schroniliśmy się pod parasolami jednego z ogródków piwnych.Trochę chłopcy popłakali i pomarudzili, ale przekupiłam ich frytkami (dla Filipa) i wafelkami do lodów (dla Olafa) i był już spokój. Spokój pojawił się też na niebie, bo przestało padać i nawet wyszło słońce.
Deszcz przegonił ludzi więc nie było tłoczno, co pomagało mi w szybkim zlokalizowaniu Filipa, bo byłam z nimi sama. Olaf dopóki miał wafelki siedział spokojnie w wózku, później już rwał się do chodzenia.
Fajnie się chłopaki bawili. I nie trzeba było dmuchanych zamków, zjeżdżalni, balonów, gofrów, lodów i tym podobnych rzeczy aby sprawić dzieciom radość. Zabawy były proste z użyciem prostych elementów, ale dzieciom podobały się baaaardzo. Tym bardziej że zabawiali ich strażacy.Wszystkie rozrywki były ogólnie dostępne, bez ograniczeń wiekowych i bezpłatne, więc? Więc, hulaj dusza piekła niema...

I wygrane kredki
Kręcenie talerzem z Panią Strażak

Jest kierownica, jest zabawa
Olaf czeka na swoją kolejkę
Cel! Pal!
Działania zespołowe
I wygrane Farby
Kacperek wspierał Filipa
Tańce - hulańce
I Olaf załapał się na motorówkę
A może będą strażakami...

czwartek, 8 maja 2014

Motywator mycia ząbków

Pisałam ostatnio o Olafowych zębach, teraz napiszę o Filipowych.
Filip ma ich pełną buzię, wszystkie dwadzieścia, ładne ma te swoje ząbki, ale z myciem u nie nie lekko. Trochę go zraziłam do mycia zębów, bo chciałam za bardzo, a on przestał to lubić.
Ale jeżeli będzie miał czarne zęby uznam to za swoją rodzicielską  porażkę.
Postanowiłam go trochę zmotywować. Pomysł zaczerpnęłam z "Super Niani" emitowanej kiedyś na TVN. Ona robiła coś podobnego. Za każde umycie zębów Fifi dostaje nagrodę w formie ...buźki! Może to być cokolwiek: coś wycięte z papieru, plastikowa piłeczka, tablica magnetyczna i magnesy, coś zrobionego, kupionego, dosłownie wszystko. Ważne jest, aby było to coś o pozytywnym charakterze, w końcu to nagroda. W moim przypadku jest to buźka z zębami co by była adekwatna do tematu. Znalazłam motyw w internecie, wydrukowałam, pomalowałam kredkami żeby było atrakcyjniejsze. Za każde umycie ząbków Filip przykleja buźkę na lustrze. Jak zbierze ich dziesięć, dostaje prezent - niespodziankę. Narysowałam również kropki na lustrze aby było wiadomo jak dużo musi ich zebrać. Prezent - niespodzianka to może być, a nawet powinien być jakiś drobiazg. Fifi dostał mały samochodzik. Na początku myślałam że w nagrodę pójdziemy na przykład do bawialni, ale bałam się że może tego jeszcze nie zrozumieć i poczuje się oszukany, dlatego zdecydowałam o prezencie "namacalnym".
I uwierzcie mi, to działa! Nie muszę już prosić, namawiać. Na sygnał że dostanie buźkę sam szczerzy zęby.
Jest tylko jeden minus tej całej zabawy. Trzeba co kilka dni serwować dziecku prezent-niespodziankę!




środa, 7 maja 2014

Jest! Jest! Jest!

Jest! Nareszcie! W końcu się doczekaliśmy! Od kilku dni u mojego drugiego, czternastomiesięcznego syna pojawił się pierwszy ząbek! Dolna jedynka! Uff, odetchnęłam z ulgą bo zaczynało mnie to już naprawdę niepokoić. Ale lepiej późno niż wcale. Mało tego, będą następne. Dziąsła spuchnięte i czerwone, Olaf płacze, nie je, nie śpi po nocach, znaczy będą zęby.
Mam nadzieję że teraz poszalejemy trochę z dietą. Moje dziecko chodź ma prawie rok i dwa miesiące nadal je "papki". W sumie od jakiegoś czasu już je biszkopty, chrupki, bułeczki ale nie przychodzi mu to jeszcze z łatwością. Marzy mi się ugotować jedną zupę dla obu, Filipa i Olafa, bo dotychczas każdy z nich miał inne menu.







wtorek, 6 maja 2014

Majowy łikent:)

I jak tu nie kochać maja! Nie dosyć że to najpiękniejszy miesiąc w roku, miesiąc zakochanych, miesiąc moich urodzin to jeszcze zaczyna się długim weekendem. KOCHAM majowy weekend, uważam że jest to zaraz po Bożym Narodzeniu najwspanialszy czas w roku. I chociaż pogoda nie zawsze sprzyja (jak w tym roku) albo idzie się do pracy to i tak go kocham!
W tym roku nie mieliśmy żadnych szalonych pomysłów na spędzenie tego czasu. Pierwszy dzień maja, niby świąteczny, nie pracujący a jednak roboczy. Śmieję się, że kiedyś tego dnia wszyscy chodzili na Pochody Pierwszomajowe, a teraz wszyscy palą grilla. Czasy się zmieniają, nowe pokolenie zapomina dlaczego jest ta czerwona kartka w kalendarzu, niestety. I my również nie świętowaliśmy go jakoś specjalnie, spędziliśmy go wszyscy razem na budowie.
Drugiego dnia wybraliśmy się do stolicy, do ZOO.


Wybieraliśmy się jak sójki za morze. Wiadomo jak to z dziećmi, ubrania na zmianę na wypadek jakby się zasikały, zalały piciem, spociły, jakby było za zimno albo za ciepło, jakby padał deszcz itd. Jedzenie, picie, przekąski, zabawki, książeczki, wózki, rowerki... można by tak długo. No ale wybraliśmy się, z lekkim opóźnieniem, ale zawsze, jechaliśmy ze znajomymi którzy jak zawsze byli punktualni.
Tak jak już wspomniałam, pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Zmarzliśmy jednym słowem na kość! Było zimno, wiało, a później nawet padało. Samo ZOO było OK. Filip i Olaf czasami nawet wydawali się być zainteresowani tym co widzą. Olaf cieszył się na widok misia polarnego, pewnie dlatego że był podobny do jego ulubionego pluszaka. Jednak większość czasu Olaf płakał, marudził i wkurzał się że cały czas musi siedzieć jak nie w foteliku samochodowym to w wózku.


Filipek z ciekawością oglądał zwierzęta. Starałam się mu opowiadać że tygrys to jest Tygrysek z Kubusia Puchatka i sowa też. Papuga, to taka, którą ma Babcia Świnki Peppy, papuga Polly. Jedynie małpek się bał, chociaż uwielbia Ciekawskiego Georga.

Ale największą frajdą dla moich dzieci w ZOO były samochodziki, w tym przypadku to chyba kaczka-samochodzik, na którego widok wprost piszczały z radości. No cóż, chciałam żeby jeden został aktorem a drugi paleontologiem, a oni po prostu będą kierowcami.


Dieta chłopaków tego dnia nie była wzorcowa. Chociaż na co dzień nie podchodzę do tematu jakoś restrykcyjnie to tym razem dostałam  lekkich wyrzutów sumienia. Ciągłe chrupki, krakersy, batoniki, czekoladowe cukierki, gofry, frytki i wszystko to, co można dziecku wcisnąć podczas podróży bo może głodne.


Ale i tak nie było nic fajniejszego w całej wycieczce niż Centrum Handlowe. Mogliśmy w końcu coś spokojnie zjeść i się ogrzać. Płeć piękna oczywiście korzystając z okazji wyhaczyła parę fajnych ciuszków, a dzieciaki miały więcej atrakcji niż, nie okrywając, w ZOO:)