wtorek, 6 maja 2014

Majowy łikent:)

I jak tu nie kochać maja! Nie dosyć że to najpiękniejszy miesiąc w roku, miesiąc zakochanych, miesiąc moich urodzin to jeszcze zaczyna się długim weekendem. KOCHAM majowy weekend, uważam że jest to zaraz po Bożym Narodzeniu najwspanialszy czas w roku. I chociaż pogoda nie zawsze sprzyja (jak w tym roku) albo idzie się do pracy to i tak go kocham!
W tym roku nie mieliśmy żadnych szalonych pomysłów na spędzenie tego czasu. Pierwszy dzień maja, niby świąteczny, nie pracujący a jednak roboczy. Śmieję się, że kiedyś tego dnia wszyscy chodzili na Pochody Pierwszomajowe, a teraz wszyscy palą grilla. Czasy się zmieniają, nowe pokolenie zapomina dlaczego jest ta czerwona kartka w kalendarzu, niestety. I my również nie świętowaliśmy go jakoś specjalnie, spędziliśmy go wszyscy razem na budowie.
Drugiego dnia wybraliśmy się do stolicy, do ZOO.


Wybieraliśmy się jak sójki za morze. Wiadomo jak to z dziećmi, ubrania na zmianę na wypadek jakby się zasikały, zalały piciem, spociły, jakby było za zimno albo za ciepło, jakby padał deszcz itd. Jedzenie, picie, przekąski, zabawki, książeczki, wózki, rowerki... można by tak długo. No ale wybraliśmy się, z lekkim opóźnieniem, ale zawsze, jechaliśmy ze znajomymi którzy jak zawsze byli punktualni.
Tak jak już wspomniałam, pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Zmarzliśmy jednym słowem na kość! Było zimno, wiało, a później nawet padało. Samo ZOO było OK. Filip i Olaf czasami nawet wydawali się być zainteresowani tym co widzą. Olaf cieszył się na widok misia polarnego, pewnie dlatego że był podobny do jego ulubionego pluszaka. Jednak większość czasu Olaf płakał, marudził i wkurzał się że cały czas musi siedzieć jak nie w foteliku samochodowym to w wózku.


Filipek z ciekawością oglądał zwierzęta. Starałam się mu opowiadać że tygrys to jest Tygrysek z Kubusia Puchatka i sowa też. Papuga, to taka, którą ma Babcia Świnki Peppy, papuga Polly. Jedynie małpek się bał, chociaż uwielbia Ciekawskiego Georga.

Ale największą frajdą dla moich dzieci w ZOO były samochodziki, w tym przypadku to chyba kaczka-samochodzik, na którego widok wprost piszczały z radości. No cóż, chciałam żeby jeden został aktorem a drugi paleontologiem, a oni po prostu będą kierowcami.


Dieta chłopaków tego dnia nie była wzorcowa. Chociaż na co dzień nie podchodzę do tematu jakoś restrykcyjnie to tym razem dostałam  lekkich wyrzutów sumienia. Ciągłe chrupki, krakersy, batoniki, czekoladowe cukierki, gofry, frytki i wszystko to, co można dziecku wcisnąć podczas podróży bo może głodne.


Ale i tak nie było nic fajniejszego w całej wycieczce niż Centrum Handlowe. Mogliśmy w końcu coś spokojnie zjeść i się ogrzać. Płeć piękna oczywiście korzystając z okazji wyhaczyła parę fajnych ciuszków, a dzieciaki miały więcej atrakcji niż, nie okrywając, w ZOO:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz