wtorek, 30 grudnia 2014

Magia Świąt


Rzec by można, Święta , Święta i po Świętach... Ale nie u nas. My wciąż żyjemy Magią Świąt, chociaż dzisiaj już matka w pracy a dzieci w żłobku i przedszkolu. Filip wciąż się pyta kiedy znowu będą Święta? A bo w Święta było fajnie: mnóstwo prezentów, grono gości, rodzinne oglądanie telewizji do nocy, jedzenie w łóżku, nie mycie zębów wieczorem...:)
Ale od początku!
Przygotowywania zaczęłam kilka dni przed, chodź kilka rzeczy mogłam zrobić wcześniej ale jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę.W tym roku postanowiliśmy sami robić ciasta (ja) i wędliny (Michał). Dla mnie było dużo łatwiej bo miałam dwóch świątecznych "pomocników". Oj lubią chłopaki zamieszać, nie ważne co aby łapki wsadzić, rozsypać mąkę, podzióbać w cieście... A potem " Mamo już mi się nie chce", gdzie cała kuchnia do sprzątania zostaje dla mnie. Ale niech się chłopaki uczą. Będą w przyszłości piekli ciasta swoim żonom:)
Praca zespołowa
Olaf debiutował, ale radził sobie świetnie, surowe ciasto można było znaleźć nawet za doniczkami na parapecie
Ręce, które zrobią pierniczki
Dosłowne "pierniczenie"
I tutaj moja duma! Dekoracja należała tylko i wyłącznie do Filipa
Mam hopla na punkcie świątecznego wystroju domu. Lubię lampki, łańcuchy i wszelkie ozdoby na oknach, ścianach i drzwiach. Niestety w tym roku trochę nawaliłam. Koniec roku miałam dosyć ciężki i nie zaplanowałam wszystkiego w czas. Dlatego niektóre rzeczy, jak poniższy stroik wyszedł trochę jak strach na wróble. Nie było już czasu na latanie po lesie i zbieranie szyszek i gałęzi, potem ich malowanie, ale w następnym roku zacznę to robić już jesienią. A pomysłów miałam mnóstwo, a tu taki klops!
Stroikopodobny twór
Lubię tworzyć świąteczną atmosferę: ubierać choinkę, piec, gotować, słuchać kolęd... Chociaż z tym ostatnim miałam w tym roku problem. Cały czas spotykałam się z oporem chłopaków. Co gorsza gdy jeszcze te kolędy śpiewałam, słyszałam "Maaamooo, nie śpiewaj!" nawet Olafek, który jeszcze nie umie mówić, powtarzał "mama ne ne". Chociaż chciałam to robić dla nich byłam zmuszona robić to pod ich nieobecność.
Nie lubię narzekania, że nie czuć Świąt. Trzeba się postarać żeby je poczuć, bo samo to nie przychodzi. Kolędy, zapachy, przygotowania, radość! Jedynie pogoda jest nieprzewidywalna. Ale i temu można poradzić. My namalowaliśmy płatki śniegu na oknach:)
Moja wystawka coraz większa



Same święta były bardzo udane. Bardzo rodzinne i ciepłe. Pierwsze Święta w nowym domu. Pełne prezentów, szczególnie dla dwóch moich małych młokosów. Od nas dostali trampolinę, ale oni jeszcze o tym nie wiedzą. Wiem że to może okrutne, damy im ją wiosną, teraz by nie zrozumieli i byłby płacz. Mam nadzieję że wybaczą. Poza tym dostali samochody (w sumie sztuk 6), jeden motor, młotek, zestaw lekarza, zestaw zabawek do kąpieli i dwie bramki piłkarskie.
Lubie to siedzenie przy stole i wciskanie w siebie jedzenia. Nigdy się wtedy nie hamuje tylko pałaszuje. W te Święta zjadłam rekordowo dużo słodyczy, nie mając przy tym wyrzutów sumienia. Ale już niedługo, po Nowym Roku biorę się znowu trochę za siebie bo dupka rośnie.
W drugi dzień Świąt spadł już śnieg. Nasze sanki zostały z rana wyciągnięte ze strychu i oczywiście od razu wypróbowane.  
I jakby to Filip powiedział "fajne te Święta!"
Świętujemy
Chociaż stół zastawiony po brzegi, dzieci na kolację jadły płatki z lekiem
Chociaż jeszcze nie Sylwester ale tańce były...
...i tańczyli wszyscy, według Filipa, długo i szczęśliwie. P.S. Odkąd słyszał świąteczne życzenia wszystko u niego kończy się "długo i szczęśliwie"

czwartek, 18 grudnia 2014

Pierwszy Ich bałwan

Obecnie za oknami nie ma śniegu, bo już dawno stopniał. I zapowiada się na to, że i Święta nie będą białe. Ale śnieg był już w tym roku, czego na dowód mamy poniższe foty. Było to jakieś trzy tygodnie temu, tylko tak jak już pisałam ostatnio Matka mało zorganizowana i dlatego teraz dopiero ten post.
Już w tym roku Filip miał uciechy po pachy z powodu śniegu. Ulepił pierwszego w swoim życiu bałwana, rzucał śnieżkami, jadł śnieg... Tylko sanek nie zdążyliśmy jeszcze wyciągnąć, bo śnieg jak szybko spadł tak szybko stopniał.

Po tych harcach nie mogłam zagonić Filipka do domu, chociaż był cały mokry nie chciał wracać. Nie dziwię się mu, na dworze tego dnia było naprawdę pięknie, świeżo i rześko. Tylko ta nasza beksa mała płakała i naprawdę musieliśmy już wracać. Olafowi trochę ciężko się poruszać w za dużej kurtce po bracie i w zimowych butach, też za dużych po bracie. Jeszcze w tym razem Olaf nie łyknął śniegowego bakcyla.
Ale uśmiechy są u obu! 
Hu hu ha...










niedziela, 14 grudnia 2014

Masa solna - podejście drugie

Nie było nas jakiś czas na blogu, ale mamy teraz jakiś ciężki okres: jesienna chandra, złe samopoczucie, dużo pracy i nie tylko... Ten okropny czas spędzamy najczęściej przed telewizorem...wegetując. Moje dzieci już nawet nie domagają się zabawy bo Matka jakaś nie w formie.
Ale wzięła się i Matka w końcu w garść i zorganizowała dzieciom czas. Długo nie bawiliśmy się masą solną, chyba dlatego że za pierwszym razem to ja bawiłam się lepiej od syna.
Ale tego pięknego, nudnego popołudnia postanowiliśmy spróbować jeszcze raz i to we troje. Zabawa była lepsza a i Olaf bawił się... przednio.
Filip lepił figurki już bardzo świadomie. Skupiony, dokładny, zamyślony, twórczy. Denerwuje się mój syn pierworodny gdy mu w tej pracy przeszkadza jego brat. W sumie wcale mu się nie dziwię. Olafek często jest zainteresowany co robi Filip i od razu coś mu niszczy lub zabiera. Jasne jest że dochodzi wtedy do sporu (bitwy, płaczu). Jeszcze chłopaki ze sobą nie współpracują.
Tym razem na szczęście Olaf odpuścił starszemu bratu i pobawił się trochę sam. W sumie tak go tak zabawa wciągnęła że bawił się całym sobą. Po malowaniu figurek był cały w kolorowych farbkach, niestety ubrań już nie odratowałam.
Nasze dzieła miały zawisnąć na tegorocznej choince, ale niestety nie przeszły moich norm estetycznych. Nadrobimy piernikami.





Praca Filipa
Praca Olafa