Nie wiadomo kiedy a strzelił nam roczek, kto by pomyślał? I chłopcy już o rok starsi!
Pamiętam jak rok temu na kolacji walentynkowej poinformowałam męża o swoich nowych planach i postanowieniach, między innymi o pisaniu bloga. Michał popukał się w czoło, niemalże mi zabronił, pytając "czy mało mam jeszcze na głowie?" Wiedział niestety że to już z mojej strony nie pytanie, a twierdzenie. Bo jeśli coś postanowię, On już wie, nie ma odwrotu.
Pisałam już kiedyś że zeszłoroczna zima nie była dla mnie łatwym okresem. Ja, typowa Matka Polka. W brudnych dresach, tłustych włosach, 24 godziny na dobę przy dzieciach, ciągle chorujących.Często moja cierpliwość kończyła się już o 8.00 rano, a gdzie tu przeżyć jeszcze cały dzień? Bywały takie dni, że gdy Michał wracał z pracy, ja już czekałam przy drzwiach ubrana. Mówiłam wtedy tylko krótkie: "Wychodzę", o On już o nic nie pytał.
Pisanie bloga traktowałam wtedy jako swoje katharsis ale również chęć tworzenia czegoś. Nad ciałem pracowałam, ale co z duchem? Pisanie bloga sprawiło że musiałam nie raz poruszyć swoje szare komórki aby sklecić jakieś mądre zdanie. I jakoś to poszło!
Mój blog jest nieraz "słodkopierdzący" o sprawach przyziemnych, dzieciach, pieluchach, smoczkach. Nie ma wyszukanych zdjęć ani grafiki. Nie wgłębiam się bardzo w trudne tematy, nie otwieram się...ale nie bardzo tego chcę. Uważam Internet za świetny wynalazek, ale również bardzo niebezpieczny dlatego niektóre rzeczy opisuję po prostu wstrzemięźliwie, aby nie skrzywdzić siebie i swojej rodziny. Nie mam facebookowego konta bloga, ani instagrama, ani tweetera czy co tam jeszcze jest. Wiem że każdą chwilę którą spędziłam bym prowadząc te konta, mogłabym poświęcić swoim dzieciom czy mężowi. Nie staram się za wszelką cenę "rozreklamować" te moje wypociny. Jeżeli ktoś tu trafi i zechce poczytać, a przy tym uśmiechnie się nie raz, to super! Najlepsza dla mnie nagroda. Wiem, że czyta TO kilku moich znajomych (pozdrowienia dla Was). Ale bardziej ucieszy mnie fakt, gdy kiedyś przeczytają to moje dzieci bo to generalnie dla nich jest pisane. Co by mieli po Matce pamiątkę i wspomnieli nie raz "że ta Nasza Stara to nieźle świrnięta była...!"
środa, 18 lutego 2015
wtorek, 17 lutego 2015
Na Ich dobry sen
Rośnie nam Olaf, rośnie. Mały człowieczek o zapowiadającym się mocnym charakterze. Udowodnił nam to ostatnio jak wyrzekł się swojego łóżeczka z kratami. Znienawidził je, dosłownie. Odkąd się wprowadziliśmy do nowego domu, nie było możliwości aby go do niego wsadzić. Zapierał się nogami, sztywniał i płakał, w rezultacie jakiś czas spał na dmuchanym materacu.
No cóż, czekał nas nowy zakup. Filip miał już swoje łóżko, bo gdy miał 1,5 roku dostał nowe, bo stare musiał zwolnić dla świeżo urodzonego brata. Byłam za tym aby i Olafkowi dokupić takie jak ma Filip i problem z głowy. Ale Michał miał inną wizję. Marzyły mu się łóżka dla synów w kształcie samochodów. Oznajmił nawet że przez tydzień jeść nie będzie, ale dzieciom wymarzone łóżka kupi. Myśmy za dzieciaka, nawet o takich nie marzyli, spało się na wersalce i to w dodatku z rodzeństwem. Mi również się chciało, bo przecież dla chłopaków to i gwiazdkę z nieba, ale to nie pierwsza potrzeba. A tyle jeszcze niezbędnych rzeczy do domu trzeba kupić. Po burzliwych debatach, przystało na tym że sprzedajemy dwa stare łóżka a kupujemy im te samochody.
Trochę te łóżka niskie, delikatne, trochę nie ukrywajmy tandetne, ale dla
chłopaków to nie jest najważniejsze. Ważne jest to że im się podobają,
że je pokochali i że Olaf w końcu śpi jak na dziecko przystało: wygodnie
i bezpiecznie.
Jak dobrze że Michał pod wykładzinę położył dwie warstwy maty izolującej i jest w miarę miękko. W sumie zrobił to dla bezpieczeństwa chłopaków, ale korzystają z tego nie tylko oni. Nigdy nie przypuszczałam że tak często będę spała na dywanie. Pomiędzy łóżkami jest miejsce dla mnie.
Gdy czytam im przed snem, gnieździmy się tam we troje pod lampką. Gdy chłopaki już idą do łóżek spać, ja sama skulam się w kłębek, ostatnio najczęściej z książką, mam chwilę dla siebie. Niewygodnie jak diabli, ale zawsze to sobie trochę poczytam:)
No cóż, czekał nas nowy zakup. Filip miał już swoje łóżko, bo gdy miał 1,5 roku dostał nowe, bo stare musiał zwolnić dla świeżo urodzonego brata. Byłam za tym aby i Olafkowi dokupić takie jak ma Filip i problem z głowy. Ale Michał miał inną wizję. Marzyły mu się łóżka dla synów w kształcie samochodów. Oznajmił nawet że przez tydzień jeść nie będzie, ale dzieciom wymarzone łóżka kupi. Myśmy za dzieciaka, nawet o takich nie marzyli, spało się na wersalce i to w dodatku z rodzeństwem. Mi również się chciało, bo przecież dla chłopaków to i gwiazdkę z nieba, ale to nie pierwsza potrzeba. A tyle jeszcze niezbędnych rzeczy do domu trzeba kupić. Po burzliwych debatach, przystało na tym że sprzedajemy dwa stare łóżka a kupujemy im te samochody.
Racer Filipa |
Racer Olafa |
Ten kawałek podłogi pomiędzy łóżkami to moje miejsce |
Jak dobrze że Michał pod wykładzinę położył dwie warstwy maty izolującej i jest w miarę miękko. W sumie zrobił to dla bezpieczeństwa chłopaków, ale korzystają z tego nie tylko oni. Nigdy nie przypuszczałam że tak często będę spała na dywanie. Pomiędzy łóżkami jest miejsce dla mnie.
Gdy czytam im przed snem, gnieździmy się tam we troje pod lampką. Gdy chłopaki już idą do łóżek spać, ja sama skulam się w kłębek, ostatnio najczęściej z książką, mam chwilę dla siebie. Niewygodnie jak diabli, ale zawsze to sobie trochę poczytam:)
Jak dla mnie to renifer jednak dla Olafa to kotek. "Miałi" pomaga mu zasnąć. |
środa, 11 lutego 2015
Wyjście smoka
Pożegnaliśmy smoka, nawet go w pewnym sensie pogrzebaliśmy. Nie ma go już w naszym domu i nie będzie. Ale od początku.
"Mok" to nieodłączny przyjaciel Olafka. Nie rozstawał się z nim. Zawsze przy chwili nieuwagi z jego strony zbierałam mu go, ale Olo zaraz sobie przypominał i dalej się smoka domagał. Nie ukrywam że cała ta sytuacja już mnie denerwowała, tym bardziej że Olo zaczął już trochę mówić. I bełkotał z tym smokiem w buzi. Albo się ślinił. I znowu, jak w przypadku Filipa bałam mu się go zabrać, bo wiadomo będzie płacz.
Kiedyś jak jeszcze nie mieliśmy dzieci, ktoś kiedyś opowiedział nam historię, że ktoś oduczył swoje dziecko smoka spuszczając go w ubikacji na oczach dziecka! Ale metody, pomyśleliśmy sobie. Trochę to śmieszne a trochę straszne. Łojeeesuuu! Zrobiliśmy to samo... No może mniej drastycznie. Spontanicznie, nie planując, samo wyszło.
W tamtym tygodniu gdy szykowaliśmy się wszyscy do pracy, żłobka i przedszkola i myliśmy zęby w łazience, Michał zaczął się drażnić z Olafkiem. Już nawet nie pamiętam o co poszło i jak to się zaczęło. Michał trzymał smoczek Olafka i pytał się czy ma go faktycznie wyrzucić. Olaf twardo potwierdzał. Spytał się Michał jeszcze dwa razy, oznajmiając synowi że jak smoka wrzuci do środka to już go nigdy nie zobaczy. Olaf nadal potwierdzał. Michał za symulował wrzucenie tegoż smoka do sedesu w razie jakby Olaf bardzo źle to zniósł i pewnie bojąc się o rury kanalizacyjne. Olaf się po prostu rozpłakał. Ale myślę sobie, idziemy za ciosem. I udało się. Panie w żłobku zostały poinformowane że pożegnanie smoka nastąpiło tego ranka. I my też byliśmy konsekwentni. Oczywiście Olo wspominał smoka, ale bez histerii. Teraz już nie prosi o niego wcale. Udało się, piona!
Z Filipkiem było podobnie. Fifi ciągał smoka dłużej bo 2,5 roku ale miał go tylko i wyłącznie do spania. Też nie wiedziałam jak to zorganizować, bałam się że będzie ciężko. Zawczasu kupiłam mu nawet rowerek biegowy aby mu to jakoś wynagrodzić. Nie potrzebnie, bo w tym przypadku pożegnanie było również spontaniczne. Wkurzona że Filip znowu prosi o smoka do spania szybko obcięłam końcówkę i pokazałam że smok zepsuty. "Smok psiuty?" zapytał Filip. Tak! Dobrowolnie wyrzucił go do kosza, zrobił papa, zapłakał i zapomniał.A więc wniosek jest prosty. Jeżeli chcesz oduczyć swoje dziecko smoka, po prostu przestań mu go dawać.
"Mok" to nieodłączny przyjaciel Olafka. Nie rozstawał się z nim. Zawsze przy chwili nieuwagi z jego strony zbierałam mu go, ale Olo zaraz sobie przypominał i dalej się smoka domagał. Nie ukrywam że cała ta sytuacja już mnie denerwowała, tym bardziej że Olo zaczął już trochę mówić. I bełkotał z tym smokiem w buzi. Albo się ślinił. I znowu, jak w przypadku Filipa bałam mu się go zabrać, bo wiadomo będzie płacz.
Kiedyś jak jeszcze nie mieliśmy dzieci, ktoś kiedyś opowiedział nam historię, że ktoś oduczył swoje dziecko smoka spuszczając go w ubikacji na oczach dziecka! Ale metody, pomyśleliśmy sobie. Trochę to śmieszne a trochę straszne. Łojeeesuuu! Zrobiliśmy to samo... No może mniej drastycznie. Spontanicznie, nie planując, samo wyszło.
W tamtym tygodniu gdy szykowaliśmy się wszyscy do pracy, żłobka i przedszkola i myliśmy zęby w łazience, Michał zaczął się drażnić z Olafkiem. Już nawet nie pamiętam o co poszło i jak to się zaczęło. Michał trzymał smoczek Olafka i pytał się czy ma go faktycznie wyrzucić. Olaf twardo potwierdzał. Spytał się Michał jeszcze dwa razy, oznajmiając synowi że jak smoka wrzuci do środka to już go nigdy nie zobaczy. Olaf nadal potwierdzał. Michał za symulował wrzucenie tegoż smoka do sedesu w razie jakby Olaf bardzo źle to zniósł i pewnie bojąc się o rury kanalizacyjne. Olaf się po prostu rozpłakał. Ale myślę sobie, idziemy za ciosem. I udało się. Panie w żłobku zostały poinformowane że pożegnanie smoka nastąpiło tego ranka. I my też byliśmy konsekwentni. Oczywiście Olo wspominał smoka, ale bez histerii. Teraz już nie prosi o niego wcale. Udało się, piona!
"Ale to już było i nie wróci więcej..." |
Subskrybuj:
Posty (Atom)