Dzisiaj Pierwszy Dzień Wiosny. A my w swoim "dniu świstaka" poranne rytuały. Swoją drogą myślę że nawet jakby to był dzień Końca Świata to obowiązki przy dzieciach mnie nie ominą.
Dzisiaj wszystko było pod górkę, od samego rana. Moje dzieci doprowadzały mnie od szału. Od samego początku dnia był problem ze wszystkim: ubraniem się, śniadaniem, które oczywiście nie zostało zjedzone, ścieleniem łóżka, na którym skaczą, biegają, turlają się, przewracają, co doprowadza mnie do białej gorączki. Szczególnie mały Olaf, który jest na etapie spadania ze wszystkiego.
Moje dzieci cały czas domagają się noszenia ich na rękach, Olaf prawie bezustannie. Wszystko robię jedną ręką. Gdy tylko go postawię, strasznie płacze. Obserwując to Filip, również chce na ręce. On w ogóle chce żeby go nosić, tarmosić, podrzucać, kręcić nim, przewracać...
Bezustannie wiszą na mnie, nawet jak siądę na chwilę, zaraz na plecach mam Filipa, na kolanach Olafa, albo odwrotnie.
Bardzo kocham swoje dzieci, ale czasami mam ochotę wystawić je na klatkę schodową i zamknąć drzwi na wszystkie spusty.
Z tego wszystkiego strasznie rozbolała mnie głowa. Mało kiedy biorę tabletki przeciwbólowe, ale dzisiaj musiałam się nimi ratować. Nie miałam siły się z nimi bawić. Byłam strasznie zmęczona, niewyspana. Olaf znowu od kilku dni przebudza się w nocy i nie śpi.
Na poprawę humoru i z okazji Pierwszego Dnia Wiosny posprzątałam na wieszaku w przedpokoju zimowe kurtki i czapki. Teraz widok pustego wieszaka wprost koi moje serce:)
Już zaczynam się przyzwyczajać, że gdy Olaf idzie spać, Fifi od razu domaga się malowania farbami. W sumie lepsze to niż ma chodzić i się nudzić, kiedy ja przygotowuję obiad. Dzisiaj wygrzebaliśmy zapomniane przeze mnie farby do malowania palcami. Zresztą, tak sobie myślę że dla Filipa to i tak bez różnicy, bo on zawsze maluje palcami. Tylko się cieszyć, rośnie mi prawdziwy artysta!
Tydzień siedzieliśmy w domu, bo Filip był chory. W sumie nic poważnego, jakiś wirus, ale była gorączka i nie mogliśmy wychodzić na dwór. Dzisiaj była piękna pogoda, Pierwszy Dzień Wiosny, Filip zdrowy no i Mama wkurzona, więc wszystkie znaki na Niebie i Ziemi wskazywały na to aby wyjść z domu.
Oczywiście najpierw musieliśmy podpisać listę na piaskownicy, bo bez tego nawet nie ma mowy o spacerze.
Nałożyłam dzisiaj Filipowi nową kurtkę. Serce mnie bolało jak się w niej wykładał na piasku.
Michał, mężu kochany już więcej tego nie zrobię. Nie założę dziecku nowej, jasnej kurtki do piasku. Ta będzie "kościołowa":)
Olafek już coraz więcej radości czerpie z bycia w piaskownicy. Dzisiaj nawet o dziwo, kamyczków które znalazł nie ładował do buzi tylko zbierał do foremki.
Na spacerze musieliśmy odwiedzić cukiernie. Jak kierujemy się w tamtą stronę, Filip krzyczy "ujke z emem", a ja nie mam litości mu odmówić, chociaż dzisiaj wcale na nią nie zasłużył. Olafcio zjadł dzisiaj swój pierwszy wafelek do lodów i pomimo braku zębów świetnie sobie poradził. Tylko Matka odeszła się smakiem bo w Wielki Post nie je słodyczy:)
To był bardzo słoneczny chodź nie łatwy dzień. Nie powinno mnie to już dziwić, taki "wkurzony" dzień zdarza mi się średnio raz na tydzień. Na szczęście udało mi się wieczorem pobiegać, więc wytupałam wszystkie złości. Uwielbiam biegać i choćby ból głowy był nieznośny i zmęczenie duże, wolę odpoczywać w ten sposób niż wyłożyć się na kanapie.
W każdym bądź razie mamy wiosnę! I tym miłym akcentem...dobranoc!
Robienie budyniu to większa frajda niż jego jedzenie. |
Hmm, nie wiem czy uważać to za komplement?