piątek, 18 kwietnia 2014

Byliśmy w bawialni

Byliśmy w bawialni i w sumie nie jest to nic nadzwyczajnego, ale pierwszy raz wybrałam się z dzieciakami sama. Wcześniej chodził z nami Michał i wtedy jedno dziecko przypadało na jednego rodzica, więc było łatwiej i bezpieczniej. Bałam się że nie ogarnę dwójki w tym jednego jeszcze nie chodzącego. A nie ma co kryć że jeśli w bawialni są inne dzieci, do tego starsze, szybsze i bardziej skoczne czasami jest niebezpiecznie. Zdarza się że taranują moje maluchy. Na szczęście tego dnia był luz, a my bawiliśmy się świetnie!




Cała wyprawa bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Chłopcy bawili się bardzo ładnie i zgodnie. I piszę tu szczególnie o Olafku, który naprawdę fajnie się bawił. Jeździł na samochodziku, interesował się innymi zabawkami, wskakiwał do basenu z piłeczkami i nie musiałam go cały czas nosić na rękach.
Filipek w takich miejscach czuje się jak ryba w wodzie. Biega od jednej zabawki do drugiej nie mogąc się nacieszyć. Na topie oczywiście są samochodziki, na których można się odpychać nóżkami. Tylko jeszcze zjeżdżalnia przysparza mu trochę strachu. W sumie zjechał raz, ale nabrał takiej prędkości że chyba się przestraszył, bo już więcej nie chciał. W sumie robił jeszcze kilka podejść mówiąc " Mamo, Fifi nie bał", co oznacza "nie będę się bał", ale w rezultacie rezygnował ze zjazdu.
Zauważyłam że Filipek jest bardzo koleżeński. Jak zobaczył że do bawialni przyszedł inny chłopczyk skakał z radości. Pod samo wejście przyciągnął mu samochodzik i powiedział "opcyk, oć, sybciej, bumem z Fifisiem", jednym słowem zapraszał go do zabawy.
Na pewno będziemy częstszymi bywalcami bawialni, bo chłopcom się spodobało. Filipkowi na tyle że za każdym razem gdy odbieram go ze żłobka mówi mi że nie będzie się bał. Chodź nie za często. Pomyślałam że jest to świetny pomysł na nagrodę dla nich, jeśli na nią zasłużą...oczywiście!




1 komentarz:

  1. Takie bawialnie są dobre od czasu do czasu, a już bardzo są przydatne w zimie ;-)

    OdpowiedzUsuń