poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Nasze żłobkowanie
Wielu rodziców oddaje swoje dziecko do żłobka w ostateczności, ja swoje oddałam dobrowolnie w celu szybszej socjalizacji i rozwoju. Czy zrobiłam dobrze? Nie wiem, bo plusów i minusów jest dużo.
Odkąd pamiętam, zawsze chciałam oddać dziecko w wieku dwóch lat do żłobka, myślałam o tym nawet jeszcze nie mając dzieci. I tak też się stało. Filipek, mając równo 2 latka został tam posłany. Niektórzy pukali się w głowę, że oddaje starszaka do żłoba, skoro i tak zostaję w domu z Olafkiem. Niesie to za sobą również koszty bo wiadomo że płacić trzeba. Ale w końcu, wraz z mężem zadecydowaliśmy że ta chwila prędzej czy później nastąpi a i mieliśmy nadzieję, że będzie mi lżej. Najbardziej zależało mi na tym aby Filip nabierał nowych umiejętności, uczestniczył w zajęciach z dziećmi, rozwijał się. Muszę wspomnieć że był wtedy w pełni samodzielny, potrafił sam zjeść, od czterech miesięcy chodził w majteczkach.
Okazało się że lżej nie było, bo Fifi zaczął strasznie chorować. Oczywiście wiedziałam że to nas nie ominie, ale niespodziewałam się że tak go "skosi".
Już po trzech dniach adaptacyjnych (po 2-3 godziny) była pierwsza infekcja, potem 1,5 tygodnia w domu i znowu to samo 3 dni w żłobku, 1,5 tygodnia w domu. Oczywiście Olaf też był chory.
O matko i córko! Co się tej jesieni z nimi wyrabiało! Nie życzę nikomu! Zakichani, obolali, zgorączkowani, zasmarkani, płaczący, stękający... Co drugi dzień, jak nie co dzień u lekarza, w nocy na pogotowiu, nawet wzywaliśmy w nocy karetkę. Antybiotyki, zastrzyki, nie było końca!
Pytałam siebie czy to wszystko ma sens? Jak długo można patrzeć na swoje obolałe dzieci? W imię czego? Szybszego rozwoju? Dałam sobie czas do Nowego Roku i postanowiłam wraz z mężem że jeżeli w grudniu dostanie antybiotyk, rezygnujemy. No i dostał w Sylwestra, trzeci raz angina. Ze żłobka nie zrezygnowaliśmy jednak, dając jeszcze jedną warunkową szansę i odpukać od tamtej pory już nie było antybiotyku, a jedynie drobne infekcje i wirusy. Choruje oczywiście nadal, ale już jakby mniej i łagodniej.
To był straszny okres, było mi naprawdę ciężko. Z jednej strony mówiono mi że ten czas chorób przechodzi każde dziecko, jak nie w żłobku to w przedszkolu, z drugiej strony mówiono że 2 latka a 3 latka to dla takiego dziecka różnica.
Na dzień dzisiejszy Fifi chodzi do żłobka i bardzo lubi tam chodzić. Mówi że chodzi "do dzieci", ma swojego kolegę Pawełka, obok którego śpi, ma swojego "buma". Jak pięknie tańczy "Krasnoludki", łapie mnie za biodra i woła "pociąg daleka". Jedno jest pewne, nie byłabym w stanie organizować mu czasu w domu, tak jak to robią Panie w żłobku. Na pewno więcej mówi, gdzie Filip mówi i tak słabo.W żłobku dzieci wykonują wiele prac manualnych: malują, kleją z plasteliny, wycinają.
Nie wiem czy to wywodzi się ze żłobka czy z jego charakteru ale Filip jest bardzo otwarty. Potrafi zaczepiać ludzi na ulicy i mówić na przykład: że rurka z kremem, którą trzyma w ręku jest jego, albo że w żłobku jeździł na koniku. Na placu zabaw siedzi z innymi mami. No nie raz wstyd że to takie "cyganiaste" dziecko.
Filip bez dwóch zdań nabiera nowych umiejętności i nawyków ale nie koniecznie zawsze tych dobrych. Niestety, dosyć istotnym minusem jest to że Ten mały obserwator uczy się od dzieci krzyku, wymuszania, gryzienia, płaczu na zawołanie. I chociaż dotychczas w domu nigdy tego nie zaobserwowałam, zdarza się że robi mi tego typu "akcje".
Reasumując, są plusy i minusy, nie ma złotego środka, ale jeśli nie będę musiała, to Olafka do żłobka nie poślę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz