Były babcie i dziadkowie i chrzestni i dzieci. My dorośli bawiliśmy się swoją drogą, ale tu o dzieciach.
Przez ostatnich kilka lat przybyło ich w naszej rodzinie. Do niedawna był tylko Kacperek, teraz już sześciolatek, herszt bandy i przywódca. Filip wpatrzony w niego jak w obrazek, to jego "Pejek".
Jest też mała Kinga, też roczniak, jak Olafcio, tylko o 5 i pół tygodnia starsza. No i nasza dwójka: Fifi i Ojaf!
Szykuje się całkiem niezła szajka z nich.
Kinga, najbardziej spokojna i zrównoważona z towarzystwa, no ale co się dziwić - kobieta, przyszła żona i matka, obserwowała biegających chłopaków. Kinga już chodzi, więc mogła sobie pozwolić na spacerki oczywiście pod asystą, bo jeszcze nie patrzy pod nogi, ot taki mały minus.
Najwięcej rozrabiali Kacperek i Filipem, bo to już kawalerka. Kacperek już powoli łapie kontakt z Filipem, jeszcze nie zawsze może się z nim dogadać, bo Filip trochę mówi slangiem ale przyjaźń chyba z tego będzie. Tym bardziej że Filip widzi w Kacprze swoje guru! Co robi Kacperek zaraz robi i Filipek. Fifi nawet nie zwracał uwagi na młodszego brata, mało tego, zabrał Olafkowi chrupka i oddał Kacperkowi. Obawiamy się czy w przyszłości Olafek jako najmłodszy będzie dostawał od nich lanie. Bo tak było w naszym przypadku. Mojemu bratu, który był najmłodszy z naszej szajki, zawsze się obrywało.
A historia lubi się powtarzać.
Filip okupował huśtawkę, prawie cały dzień na niej siedział. I najlepiej jakby go huśtał dziadek, bo dziadek huśta "sioko". Filipek ma ostatnio problemy z dzieleniem się i nawet jak chciał pojeździć na rowerze to nie pozwalał nikomu się huśtać. I odwrotnie jak siedział na huśtawce to rowerem też nikt nie mógł jeździć.
Swoją drogą nauczył się jeździć na rowerku biegowym. Ma go od dwóch miesięcy i chodź z początku bardzo go lubił, od jakiegoś czasu stoi w kącie. Raz robiliśmy próbę jazdy nim na zewnątrz ale Filipowi się nie podobało, a tym razem, proszę! Radził sobie całkiem nieźle.
No i piaskownica oczywiście. Nie mogę się nadziwić jak bardzo polubił zabawę w piasku. Chyba taki wiek, bo w tamtym roku nie był tym tak zafascynowany. Teraz potrafi się bawić w skupieniu bardzo długo. Przekopuje, nasypuje, rozsypuje... Największą niespodziankę mieliśmy jak śpiącemu już łóżeczku (bo zasnął w samochodzie) zdjęliśmy buty i skarpetki. Wysypały się dwie garści piachu. Od razu widać jak ciężko cały dzień pracował.
Na święto mojego synka upiekłam mu tort. W końcu! Sama! Do te pory na urodziny, chrzciny czy inne okazje zawsze zamawialiśmy tort w cukierni. Bo nie wyjdzie, bo nie ma czasu, bo dużo zachodu. Tym razem myślę, Matka, weź się zorganizuj, dla synka, coś od siebie, z sercem!
Do pierwszej nad ranem go robiłam ze śpiewem na ustach, co drażniło mojego męża, bo jak to stwierdził "podniecam się". Ano podniecam się bo wyszedł i ładny i smaczny! (według mnie)
Może mało "dzieciuchowy" ale taki był zamysł.
Synku, mój kochany! Jeszcze raz życzymy Tobie wszystkiego najlepszego. Abyś był szczęśliwy, zdrowy, radosny i abyś przynosił nam tyle pięknych chwil jak dotychczas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz